piątek, 25 marca 2011

: D

znikam z internetowego życia :3
zostaję praktycznie tylko tutaj... no i na nowym numerze gg ^^
w ogóle był armagedon - byłem chory, skończyła się kasa na komórce i  internet się rozpierd*** D:
ale przeżyłem xD
no dobra, bo muszę iść z powrotem do pracy za chwilkę :x
tutaj nowa wersja początku hodowcy:

Wreszcie przyjechała.
Ciężko już było mi wytrzymać, stojąc na dworcu. Pot lał się ze mnie strumieniami, prawie przysłaniał mi wizję, zalewając oczy.
Spojrzałem się w błyszczącą tarczę południowego słońca.
- Pieprzyć to całe globalne ocieplenie. - Warknąłem w niebo, przecierając czoło.
Wiecie co w tym wszystko jest najgorsze? Byłem metalem i moje czarne ciuchy potęgowały uczucie gorąca. Koszulka lepiła się do ciała, stwarzając niemiłe uczucie.
Czułem się brudny i śmierdzący.
Jedynym pocieszeniem była jakaś urodziwa nieznajoma, stojąca na jednym z przystanków. Pukle jej długich, jasnych włosów tańczyły z delikatnym wiatrem w parze. Zerkała co jakiś czas w moją stronę, rzucając zawstydzone spojrzenia.
Uśmiechnąłem się.
- Może niedługo to ona zostanie moim celem? - Zapytałem się pod nosem, wyjmując czysty patyczek od lizaka z ust.
W jednej chwili moją wizję zasłoniła wielka, biała płaszczyzna autobusu. Poznałem tabliczkę, widniejącą w jednej szyb.
- Rychło w czas. - Powiedziałem do siebie, wiedząc, że to ten, na którego czekałem.
Po chwili wielka fala pasażerów wylała się na chodnik. Wśród nich był też mój anioł. Nazwałem ją Kruczą Gwiazdą. Jej ścięte krótko czarne włosy wgryzały się w krajobraz złożony z drzew widniejących w oddali. Wydawała się być w tej chwili dużo piękniej niż na fotografiach.
Szczególnie w tej zwiewnej sukience, która poddawała się jej ruchom.
To, jak kroczyła zdawało się dziwnie rozsiewać aurę poczucia nic nie znaczącym dookoła, niczym jakąś plagę. Jej ruchy wypełnione były gracją i pięknem, jak żadnej osoby dookoła.
Wiecie co jednak było najlepsze?
Kiedy wszyscy wpatrywali się w nią jak w jakiś obraz, będący znakiem kultu, ona szła do mnie, uśmiechając się słodko.
- Czekłem. - Powiedziałem wesoło, przytulając ją.
Miałem tylko nadzieję, że za mocno nie śmierdziałem...
- Tak bardzo chciałam Cię zobaczyć... - Powiedziała, patrząc w moje oczy.
Staliśmy tak jakiś czas w milczeniu, obserwując się nawzajem. W pewnym momencie przygryzłem wargę i wskazałem kciukiem za siebie.
- To może by tak... - Wypełniłem głos niepewnością.
- Taaak? - Zapytała zaciekawiona.
- No może byśmy już poszli. - Powiedziałem z uśmiechem. - Mój szofer czeka.
Przez moment jaj twarz wypełniona była zaskoczeniem, lecz gdy się roześmiałem, również dostrzegła ironię.
- Szofer... - Mruknąłem do siebie w myślach. - Lepszego żartu nie mogłem powiedzieć. - Dokończyłem i skrzywiłem się.
Przyjechałbym sam, ale dziadek w życiu nie oddałby nikomu swojego samochodu. Wolał sam tu przyjechać. Tak ogólnie mówiąc, to nawet się cieszyłem z całej sytuacji. Rodzice wyjechali na wyspy Kanaryjskie, więc w domu siedziałem tylko z bratem i babcią. Gdybym przyprowadził Kruczą Gwiazdę w czasie, gdyby byli w domu, to... Sam nie wiem co by się stało...
W każdym razie reszta rodziny od razu by się o tym dowiedziała. To gorsze niż poczta pantoflowa.
Westchnąłem.
A gdyby jeszcze dowiedzieli się, że w wolnych chwilach skubię aniołki zarówno w rzeczywistości, jak i w przenośni, powiesiliby mnie za kostki.
Westchnąłem po raz kolejny.
Spojrzałem na towarzyszkę i zaczęliśmy rozmawiać. Po jakimś czasie, gdy znajdowaliśmy się w parku, powiedziałem:
-A mówiłaś, że nie będziemy umieli ze sobą rozmawiać. - Uśmiechnąłem się szeroko.
Prawdę mówiąc sam się tego bałem. Czasami nasze rozmowy przypominały fabułę dobrego filmu porno. Na szczęście rozmawiało się nam dobrze. Co chwila wspólnie wybuchaliśmy śmiechem, mijając kolejne sędziwe drzewa. Gdzieś w dali nawet kruki śpiewały wesoło.
Po kilku minutach spędzonych naprawdę miło, dotarliśmy do samochodu. Dziadek jak zwykle swój nadzwyczajnie długi potok słów zakończył na powitaniu. Lubiłem to, jak dużo milczał. Ten czas mogłem poświęcić na rozmyślania, co zresztą często tak wykorzystywałem.
Spojrzałem we wsteczne lusterko.
Usadowiłem się idealnie - dokładnie widziałem całą twarz anielicy, odbijającej się w szklanej tafli. Całą drogę wpatrywałem się w czasie, gdy ona pewnie nie miała o tym najmniejszego pojęcia.
Po jakimś czasie dojechaliśmy na miejsce. Babcia oczywiście czekała już z ciepłym obiadkiem, lecz mi i Kruczej Gwieździe raczej trudno było skupić się na jedzeniu, siedząc przy sobie. Kiedy minęło kilka minut naszego raczej bezowocnego dziubania (zapomniałem jak to się nazywa jak się tylko rozgarnia obiad widelcem, nic nie jedząc :s ) jedzenia, poszliśmy do mojego pokoju z kubkami herbaty w dłoniach. Puściłem nastrojową muzykę i też chwilę rozmawialiśmy. Co jakiś czas zza drzwi dobiegał śmiech mojego brata i jego kolegi, przeszkadzając nam nieco.
Za którymś razem skrzywiłem się i spojrzałem na anielicę.
- Chodź! - Powiedziałem gwałtownie, zrywając się i ciągnąc ją za rękę.
Po chwili wybiegliśmy z domu, pochwyciliśmy rowery i ruszyliśmy.
W końcu umówiliśmy się tego dnia na piknik.
-Często bywasz na wsi? - Zapytałem się.
Pędziliśmy obok siebie, mijając dziesiątki drzew. Tylko we dwoje.
- Raczej nie. - Odpowiedziała z nutą goryczy w głosie. - Chociaż czasami jeżdżę ze znajomymi na działkę... Ale to chyba nie to samo - Dodała po chwili namysłu.
- A jak Ci się podoba nasza wieś? - Zapytałem ciekawy.
-Bardzo. Tu jest tak... cicho. - Powiedziała z nieudawaną fascynacją. - W mieście nie ma niestety takiego spokoju. - Tu wkradła się szczypta tęsknoty.
Dalej już jechaliśmy bez słowa. Pedałując, czasami zerkaliśmy na siebie, bezgłośnie mijając zmieniające się barwne plamy zieleni.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy na wybrane przeze mnie miejsce.
Nie wiem co na to powiecie, ale naprawdę muszę siebie pochwalić za wybranie go. Ułożone było na granicy lasu i łąki, otoczone pięknymi kwiatami. Polana ze wszystkich stron zamknięta była drzewami, a mimo to nie było tego tak czuć, gdyż zza ich koron z jednej strony prześwitywał oddalony las, z drugiej zaś zdobione ogrodzenie jakiejś posiadłości.
Stałem, podziwiając widok.
- Stanowczo muszę tu częściej wpadać. - Powiedziałem pod nosem.
Z rozmyślań wyrwała mnie krucza pieśń.
- Idziesz ze mną nad staw? - Rzuciłem nagle z uśmiechem do Kruczej Gwiazdy.
Oczywiście, że idę! - Niemal wykrzyknęła z entuzjazmem
Jasna sprawa, że zdawałem sobie sprawę, iż tereny tam są podmokłe - niegdyś znajdowały się tam mokradła. Dopiero mój ojciec je osuszył, by uzdatnić teren pod sadownictwo. Bynajmniej akurat tamten kawałek i tak został taki, jaki był. To była szansa dla mnie.
Modliłem się tylko cichutko pod nosem, żeby nie chciała sobie pobrudzić butów.
Dzielnie omijaliśmy wielkie połacie błota. Skrzywiłem się nieco, gdyż nigdzie nie było takiego bagna, żeby nie dało się go obejść.
Na domiar złego mój stawik zarósł.
-Ueeee. - Wydałem z siebie nieartykułowany dźwięk, wyrażając moje oburzenie. - Zarośnięty? Ale kicha... - Zrobiłem kwaśną minę.
Tak właściwie tego się właśnie spodziewałem, ale wyolbrzymianie leży w mojej naturze. Rzuciłem okiem na Kruczą Gwiazdę.
- Chcesz tatarak? - Zapytałem się, patrząc jej w twarz, a po chwili podszedłem do skraju stawu.
Spojrzała się na mnie dziwnie. Kocham się wygłupiać i zmieniać style swojego charakteru jak maski. Uwielbiam widzieć zmieszanie na twarzach innych... To chyba ten... Kompleks wyższości, czy coś...
- Eeee nooo.... - Zaczęła bardzo niepewnie, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć - Przecież i tak zrywając go, wpadłbyś do wody. - Powiedziała, spoglądając mi w oczy, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie dowiesz się póki nie spróbujesz! - Odpowiedziałem dwuznacznie. -  Zresztą nie wiesz nawet ile razy już tam wpadałem. - Powiedziałem trochę zamyślonym tonem, wpatrując się w roziskrzoną taflę wody.
Nie skłamałem. Nie raz tu bywałem jako dziecko. To właściwie było moje ulubione miejsce... Być może nawet to tutaj miały miejsce narodziny mojego marzycielstwa?
Któż to może wiedzieć.
Tak czy inaczej bardzo często przechadzaliśmy się tutaj z dziadkiem, patrząc na zastygłe w bezruchu lustro. Kiedy towarzyszył nam brat, rzucaliśmy kamienie, rozpryskując stoicki spokój chwili.
Uśmiechnąłem się do siebie.
- Ale by było, gdyby dziadek wyszedł teraz na pole... - Powiedziałem, chichocząc. - Zdziwiłby się odrobinę. - Rzuciłem okiem na jej zamyśloną twarz. - Tutaj spędziłem większość czasu, jako dziecko. - Odwróciłem się, przywołując stare wspomnienia. - Stąd może tego nie widać, lecz tam jest dom moich dziadków. - Powiedziałem, wskazując palcem na ścianę drzew.
Po chwili wybuchnąłem donośnym śmiechem, a ona spojrzała się na mnie zdziwiona.
-Nie masz pojęcia ile tam było zabawy! - Niemal wykrzyczałem rozweselony. - Niedaleko jest taki opuszczony dom z szopą obok. - Zacząłem opowieść. - Razem z bratem, siostrą i kumplami zawsze się tam podkradaliśmy. - Zawiesiłem głos, pozwalając wspomnieniom napłynąć. - Głupota! - Powiedziałem radośnie po chwili. - Teraz tak mogę powiedzieć, ale jaki to był zastrzyk adrenaliny dla dziecka skradając się tam... A jednego razu, gdy odważyliśmy się już wejść do środka w nocy, dostaliśmy się do szopy. Wisiało mnóstwo przerdzewiałych narzędzi. - Roześmiałem się. - My jak to dzieci wyobrażaliśmy sobie, że to od krwi...
-Od krwi?! - Przerwała mi niedowierzającym głosem. - Mieliście bujną wyobraźnię! - Powiedziała głośno.
-Ciiii... - Uciszyłem ją. - Najlepsze jeszcze było przed nami. - Uśmiechnąłem się do siebie. - Podłoga była drewniana, przykryta słomą, a noc nie pozwalała niczego dojrzeć. - Wznowiłem opowieść -  No i nie zauważyliśmy jednej rzeczy... W tym momencie pod jednym z moich kolegów pękły deski i wleciał do piwnicy. - Spojrzałem na nią.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy ucichliśmy, podszedłem do niej, łapiąc ją za dłoń i ruszyliśmy z powrotem. Wtedy wreszcie nastąpiła upragniona chwila, kiedy nie dało już się ominąć podmokłej ziemi. Krucza Gwiazda stanęła, wpatrując się w co i raz wypływające na powierzchnie bąble powietrza, pękająca wśród kłosów zielonej trawy.
Nie ostrzegając nawet, pochwyciłem ją i uniosłem na ramionach, po czym zacząłem brnąć przez gęste błoto. Zarzuciła bez słowa ramiona na moją szyję. Mimo trudów z jakim pokonywałem kolejne kroki oraz ciężaru na barkach, czułem się naprawdę dobrze. Byłem wesoły, że wreszcie przyszedł czas pierwszego prawdziwego fizycznego kontaktu.
W końcu ziemia znowu stała się twarda, a anielica niechętnie położyła na niej stopy. Chwilę potem leżeliśmy już na wcześniej rozłożonym kocu, wpatrując się w pojedyncze, wesoło sunące obłoki. Niebo było bardzo pogodne... Zdawało się być aż nazbyt błękitne. Czasami, w takich chwilach zdaje mi się, że Bóg jednak istnieje i słucha moich samolubnych próśb pogodowych.
W pewnym momencie coś sobie przypomniałem. Sięgnąłem do wnętrza plecaka, szukając czegoś intensywnie. Po chwili, z radością wyciągnąłem czyste kartki i ołówki, po czym ułożyłem je na kocu.
- Narysuj mi coś. - Usłyszałem w pewnej chwili jej proszący głos
- Hmmmm... - Udałem chwilowe zamyślenie, odrywając się od układania. - Nie mieliśmy czasami robić tego razem? - Zapytałem złośliwie, odwracając wzrok w jej stronę.
- Oj ale ja nie umiem rysować... - Zaczęła się tłumaczyć niewinnym głosem.
- Każdy tak mówi. - Powiedziałem stanowczo.
- Oj no proszęęę... - Zrobiła wielkie oczy, spoglądające na mnie w niemej prośbie.
Standardowe próby przekonania mnie... Muszę kiedyś nauczyć się asertywności.
- W takim razie co mam narysować? - Odrzekłem niechętnie, przeklinając w myślach moje miękkie serce.
Na moment zapadła grobowa cisza.
- Nawet nie wiesz jak trudno jest wymyśleć komuś jakiś temat. - Powiedziała pod nosem, rozglądając się dookoła.
- Wiem... - Odparłem wzdychając.
Wróciłem do oglądania nieba. Śledziłem jedyną chmurą na niebie, do złudzenia przypominającą lecącego ptaka.
Kiedy poczułem delikatne ciągnięcie za rękaw koszulki, obróciłem wzrok. Krucza Gwiazda trzymała w ręku fioletowy kwiat o dziesiątkach płatków, o postrzępionych końcówkach.
Skrzywiłem się na samą myśl o rysowaniu go.
- Może jednak tamten żółty? - Wskazałem palcem za nią.
Obejrzała się, mierząc wzrokiem niewielki, prosty kwiat.
- Zgoda. - Powiedziała po chwili pojednawczo.
Odetchnąłem z nieukrywaną ulgą, zaczynając rysować.
To był niegdyś główny atut, na który łapałem anioły. Bynajmniej nie robiłem tego ze względu na nie. Od kiedy pamiętam fascynowałem się pięknem, a co za tym idzie sztuką. Wiecie, że tworzenie było, a właściwie nadal jest powodem, dla którego istnieję? Już wtedy miałem na koncie trzy próby samobójcze. Jednak obiecałem sobie, że nie targnę się więcej na swoje życie, dopóki nie przekażę innym mojego świata.
Dopóki miałem cel i mogłem jakoś, na swój własny sposób go spełniać, dopóty wierzyłem, że wszystko ma sens.
To właśnie przez brak czegoś, do czego można dążyć ludzie zaczynają myśleć o samobójstwie...
Westchnąłem.
- Zupełnie jak ja... - Mruknąłem, stawiając kolejne kreski, powoli rzeźbiące kształt kwiatu.
- Piękne! - Z rozmyślań wyrwał mnie zachwycony głos anielicy.
Uśmiechnąłem się i pogładziłem ją po twarzy. przez następnych kilkadziesiąt minut doszło do kilku zbliżeń... I nie powiem, figlarny był ten aniołek.
Po chwili słońce wyjrzało zza ściany lasu, grzejąc nas bez najmniejszej litości. Stało się tak gorąco, że postanowiliśmy przenieść miejsce...
Oczywiście miałem zaplanowane jedno, tak "na wszelki wypadek"
Po prostu lubiłem być ubezpieczony na różne okoliczności.
Obeszliśmy lasek i dotarliśmy na miejsce. W myślach pochwaliłem się po raz drugi. Sceneria wydawała się tak bajkowa, że aż chciało się rzygać tęczą. Ściana lasu zdawała się odgradzać nas od całej reszty świata w czasie, gdy delikatne powiewy wiatru przydmuchiwały słodką woń śliwek rosnących nieopodal. Słońce z kolei leniwie przelewało swoje promienie między liśćmi niewysokich brzózek, tworząc mozaikę światła na trawiastym dywanie. Kiedy powietrze poruszało się mocniej, zapraszając do tańca korony drzew, żółte plamy blasku prześlizgiwały się po naszych ciałach, odsłaniając każdy intymny sekret.
Obserwowaliśmy nawzajem swoje oczy, nie roniąc ani słowa, z wielką dokładnością pochłaniając każdy, najdrobniejszy szczegół, co i raz nieśmiało muskając nawzajem sobie usta. Z czasem czułe pocałunki wydłużały się, a ręce wędrowały coraz dalej.
Dałem jej poczuć całego mnie. Podarowałem poczucie bezpieczeństwa i szczęście, którego szukała.
Wręczyłem jej spełnienie.

Więcej nie opowiem. Najzwyczajniej byłem tak skołowany, że nie zapamiętałem wiele. Po tym, jak pokazała swoje smoliście czarne skrzydła, o lotkach mieniących się w letnim słońcu głębokim szkarłatem i jak wyrwałem z nich dwa pióra, ziała wielka czarna pustka. Następne wspomnienie dotyczyło już tego, jak wsiada do autobusu, obserwując mnie tęsknym wzrokiem, gdy odwróciłem się i ruszyłem z powrotem z grobową miną.
W pewnej chwili przytłaczającą smutkiem muzykę sączącą się z moich słuchawek przerwał ostry, charakterystyczny dźwięk dzwonka.
Odebrałem.
Odezwał się niski, znajomy głos:
-Skończyłeś już z nią? To dobrze, bo mamy zlecenie na następnego...

10 komentarzy:

  1. z jakiego powodu Twoje życie internetowe dobiegło końca? po co ta zmiana numeru gg? dlaczego chciałeś zerwać kontakt z niektórymi osobami?

    OdpowiedzUsuń
  2. z niektórymi? konktetnie z 262 osobami. zostało ich teraz zaledwie 6
    umieram dla świata
    odradzam się dla siebie

    OdpowiedzUsuń
  3. w czym ta 6 jest lepsza od pozostałych?

    OdpowiedzUsuń
  4. nie jest lepsza :s nie da się powiedzieć, że jakiś człowiek jest lepszy od drugiego, bo to wartość wymierna
    po prostu.
    został Betonobrody, Szafirowy Sen, Szmaragdowa Łąka, Tęczooka, Królowa Kruczej Bieli, Kocia Dama, czyli ludzie, którzy są w książce, czyli wryli się głęboko w moją przeszłość

    OdpowiedzUsuń
  5. a są osoby, o których pisałeś w książce, a mimo to zerwałeś z nimi kontakt?

    OdpowiedzUsuń
  6. Bezimienna
    z resztą i tak nie było już rozmów

    OdpowiedzUsuń
  7. nie było rozmów, bo Ty ich nie chciałeś?
    nie sądzisz, że zerwanie kontaktu z niektórymi osobami może je zaboleć? czy to bez znaczenia?

    / jeśli mogę wiedzieć, to z kim prowadzisz tego bloga?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie. Ja nie czyniłem wyrzutów, bo i nie miałem za co. Jednak sądzę, że gdybym do nich teraz zagadał, rozmawialibyśmy bez żadnych niesmaków.
    Może zaboleć, ma znaczenie, ale chcę wreszcie zrobić coś dla siebie. Całe życie robiłem wszystko dla innych. Też pragnę trochę samolubności szczególnie, jeśli chodzi o spełnienie marzenia.

    Nie powiem :x Tajemna tajemnica.

    btw. już 7 osób. Piszę jeszcze z 1/2 Ognistej Czerni :3

    OdpowiedzUsuń
  9. rozumiem. mimo wszystko mam nadzieję, że o niektórych nie zapomnisz i może kiedyś nawet będziesz miał chęć wznowić kontakt

    powodzenia w spełnianiu marzeń

    OdpowiedzUsuń