czwartek, 31 marca 2011

.

wpadłem tylko powiedzieć, że wszystko zaczyna się robić coraz dziwniejsze
Hodowca Aniołów ma halucynacje
Betonobrody jedzie na psychotropach
Szafirowy Sen leczy się z choroby psychicznej
Kocia Dama bierze leki przeciw stanom lękowym przed snem
Tęczooka to praktycznie anorektyczka i ma chroniczne stany depresyjne
Królowa Kruczej Bieli nie umie czuć
Ognista Ciemność jest nieakceptowana w domu


Moja książka to azyl cierpień i szaleństwa...

środa, 30 marca 2011

Ufff...



no dobra, już jestem zdolny do pisania.
wyżyłem się fizycznie i jak zwykle znowu powróciła mi moja pustka emocjonalna :3
a jak sobie ćwiczyłem kopniaki...
jak przypadkiem zahaczyłem o fotel...
UGRYZŁ MNIE!

i mam na to niezbity dowód!
paczta! :c
wstręciuchowe krzeseło!

ale wiecie? do tej pory jak mówiłem, żeby ktoś poszedł, pociął się krzesłem, to nie sądziłem, że moje groźby są realne :x





no ale mniejsza z tym.

widzieliście tamtą hybrydę, jaką zamieściłem w ostatnim poście? tak, to wierszopodobne długie coś.

postanowiłem spróbować czegoś nowego : D
porapuję sobie xD
ilość sylab i przegłosy zgodne z utworem O.S.T.R. - Co By Się Nie Działo

zobaczymy, co z tego wyjdzie x)



em.. miałem coś... A tak! dlaczego nawróciłem się i słucham rapu? nie, to nie to, że zrezygnowałem z bycia metalem (glany nadal są sexi :3) po prostu przeglądałem wczoraj demotywatory w poczekalni. był tam jeden, gdzi znajdował się jakiś link. pomyślałem a co tam i wklikałem.
to był hip-hop...
ale kurwa tak zajebiście mądry
tak mi coś uświadomił... ale nie powiem co :x moje plany manipulowania ludzkością tylko sięgnęły trochę dalej :3
ale niestety. po jakichś 15 minutach został usunięty z powodu łamania jakichś zasad...
no ale cóż... teraz przynajmniej nie ma dowodów : D

  
Ja z kolei dzisiaj błogo się leniłam ^^
(btw. a ja kurna musiałem się zrywać o 6:30 do pracy, żeby zdążyć z załadunkiem! gdzie tu sprawiedliwość T_T)






Jedyne, co zrobiłam, to kawalątek logo... nie wiem kiedy w takim tępie je skończę :) No ale cóż... mnie to bardzo nie boli ^^




Hodowca tak trochę stanął w miejscu na chwilę... poza tym oczywiście, że skończyłem treść. teraz zostało mi tylko poprawić początek... CZYLI PRZEPISAĆ JAKIEŚ 100 STRON OD NOWA DD:
peace! idę się pociąć krzesłem...

-------------------------------- 

  Wyblakłe karty
Przyklejone niestarannie
Na szklane odłamki
Śpiewają, póki nie zasnę

A z każdym słowem
Coraz szybciej płynę
Na spotkanie z Bogiem,
Przez rozbitą szybę.

Przez ostre odłamki
Skierowany na mnie każdy
Pędzi na spotkanie

Czekając na krwawy
Początek szaleństwa śmierci.
Piosenką o słowach gorzkich.

Zbieram psychikę z podłogi

uważajcie co chcecie, ale to piękne...
http://www.youtube.com/watch?v=qTp_dXu80Zs
czemu? bo tak wygląda to, co widzę
szaleństwo... 

Serca, kwiaty, dusze, litery wierszy
Białych niczym ściany. Wszystko w co dziś uwierzysz,
I czego nie umiesz sobie choć wyobrazić,
Pokażę. Spójrz na mnie, zobaczysz te obrazy,
W których cienkie struny głosów kryształowych
Tną anielskie pióra, zachlapując drogi
Przebarwieniami o krwistych barwach cienia.
Witaj w moim świecie. Rozgość się wewnątrz fotela
Z siedziskiem z ludzkich dłoni. Podłóż szary
Podnóżek pod swe nogi i oglądaj bal mój krwawy,
W którym szaleństwa tan uświadomi,
Jak bardzo powinieneś cieszyć się ze swego szczęścia,
Że nie widzisz, nie słyszysz, nie czujesz umierających chwil odejścia,
Kiedy z każdą sekundą kolejna łapie za gardło,
Próbuje zabić, wsuwa swe paznokcie gładko
Między powieki tęskna łez... Spije słodką krew,
Sączoną z martwych źrenic... Miałeś nadzieję śmiech
Usłyszeć w mojej głowie? Wybacz, zawiodę.
Nie znajdziesz tutaj nic, co może dać drogę
Do zbawienia. Mój świat Twoim wrogiem...

Lepiej wyjdź, odejdź już, zamknij za sobą drzwi,
By nie dać uciec zjawom, nie wypuścić żadnej z chwil,
Z zerwaną skórą z twarzy, przebrzmiałymi oczami,
Plamami ciepłej krwi i martwymi ciałami,
Na których ucztują kruki, Pochłaniające ochłap
Za ochłapem, chlapiąc na motyle skrzydła Boga,
Zaklętego w owada. Nie będzie krzyczał i błagał,
Gdy moja rzeczywistość zacznie tak dla zabawy
Wyrywać czarne nóżki, rzucając je między trawy
Ostre zęby. Bóg przestał już wierzyć w miłosierny
Ratunek ze strony sadystycznej nadziei.
Wyparł się szczęścia, życia, swych zasad i przykazań
W moim świecie żadne z nich nigdy już nie zadziała.
Tu upadają święci, umierają anioły.
Tutaj błądzą drogi, w płomieniach giną demony.
Cały mdły świat wypełniony brutalnym absurdem
Wita miło szaleństwo, kłaniając się z bólem.
Odejdź, bo ode mnie nie dostaniesz już szansy drugiej...

wtorek, 29 marca 2011

grabu grab

grabię sobie, grabię a tu patrzę zając D:
złapałem go, trochę pomęczyłem głaszcząc i wypuściłem... kocica była niedaleko i za nim poleciała. Ciekawe czy wróci ^^ a krzywdy raczej zajączkowi nie zrobi, bo jest mniejwięcej jego rozmiarów :3

Natomiast ja, z niewiadomych powodów nie napisałam wczoraj o kościele, choć obiecałam sobie napisać :x
Gomenasai :c
Było czytanie o tym jak Jezus zagadał Samarytankę. Powiedział, że da jej wody żywej, po której nigdy pragnąć nie będzie. Pierwsze skojarzenie: brak pragnień równa się brakowi życia :x czyli otrucie? Woda żywa oznaczać może krew, która płynie w nas... Więc Jezus nosicielem jakiejś choroby? D:
Był też fragment, gdzie mówił coś o tym, że ten, który skosztuje wody żywej sam stanie się źródłem tryskającym dla niej... Więc może niekrzepliwość krwi, plus choroba na wzór trądu, czyli samoczynnych uszkodzeń skóry? Wykąp takiego w studni Jakubowej i cała wioska od razu "uświęcona" :x


Nie miałam zamiaru urażać niczyich poglądów religijnych. To po prostu moje dziwne skojarzenia... Aczkolwiek mojej psychice podoba się obraz mesjasza, otwierającego rany, by napoić samarytankę...


Tak naprawdę pewnie chodziło mu, że sam jest wodą żywą, a pragnieniem jest zwątpienie w Boga. Bo ludzie działają tak, że nie wierzą, dopóki czegoś nie zobaczą :c


---------------------------------------

Gdybyś nie wierzył,
A całe Twoje ciało
Zaczeło świeżbić,
Gdyby od kości odpadało,

Gnijąc na ziemi,
Gdyby robaki wiercić
Je smacznie zaczęły,
Gdybyś stał się przeklęty,

Kogo byś wezwał?
Kogo prosił o ratunek?
Kogo błagał, przed kim klękał?

Ja nikogo... Skręcony bólem
Leżałbym, jak leżę teraz,
Szepcząc na pożegnanie "dziękuję".

poniedziałek, 28 marca 2011

sign

noooooo, możecie mi pogratulować : D wyrobiłem się z robieniem kartonów dla 8 osób naraz D:
po 3 godzinach moje ręce odmawiały współpracy :s ale +10 do rispektu weszło : D
wiecie, że lepiej mi kiedy widzę tylko te 6 osób na gg? nie wiem czemu, ale lepiej ^^

Wreszcie się zebrałam i porobiłam zdjęcia :3
Aczkolwiek robione teraz, a przy sztucznym oświetleniu, mój aparat ssie :c
Bynajmniej.
Oto logo, o którym mówiłam:
Ups... nie wiem czemu, ale pionowe obrazki porobiły się poziome :x
Jednak moje wrodzone lenistwo nie pozwala mi czegokolwiek uczynić w kierunku naprawienia tego xD
Jak widać do skończenia dość daleko.
może na przybliżeniu widać takie szare obszary na krzyżyku, tak? no to tak jadę ołówkiem caaaaałość.
pf, lajcik?
Spójrzcie na przybliżenie detalu xD
 jejejejejeje *hardrock dziwko*
Jestem istną masochistką xD ale lubię takie dzierganie ^^
No i oprócz tego dochodzą dwie prace.
Jedna ze standardowym chłopakiem (który zresztą mi nie wyszedł). Będzie anielskie skrzydełko!: D
btw. wiecie, że to zwykła tektura, którą ukradłem z kartonów?xD

A tak w ogóle. mim zamysłem jest coś w stylu Krisa Kuksi
http://kuksi.com/artworks/sculpture/ no ale. Jeśli mi się będzie chciało, nastanie cud xD tzn chcieć Owszem, ale lenistwo zawsze zwycięża... każdy tak ma, prawda? :c


A tym się jarałam jakiś czas, a że byłam akurat chora, to tak sobie dziergu dziergu aż coś takiego wyszedło :x to to u dołu po lewej to zdjęcie drukowane. oczywiście przez jakoś aparatu wszystko się pomieszało i jedno od drugiego mocno się tu różni. w rzeczywistości jest inaczej...


na szczęście.











Z Hodowcy miałem dzisiaj wielkie plany, ale niewiele wyszło. Zaledwie początek pikniku :s chyba mogę jakiś fragmencik wkleić i nie popsuje to wam zabawy nie? : D


Wpatrywałem się w przewijający się bez końca krajobraz za szybą. Stary autobus charczał, co i raz wpadając w jakąś dziurę, po czym przez jakiś czas jeszcze było słychać odgłos dławienia się silnika.
Westchnąłem, przeskakując wzrokiem po ciemnych sylwetkach kruków, które całym stadem ścigały się z nami. Co jakiś czas zdawało mi się, że ten lecący najbliżej, łypał ślepiami, patrząc co robię. Burknąłem coś pod nosem, negując taką myśl.
- Zresztą... Skoro wyrywam pióra aniołom, to to nie jest niezwykłe. - Powiedziałem cicho pod nosem.
Dojechałem na miejsce i trochę spiętym krokiem ruszyłem przed siebie.
Usiadłem w miejscu, gdzie wcześniej spotkałem się na początku z Płomiennowłosą. Czekałem bawiąc się dłońmi. Dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy... Choć nie do końca mi się to podobało. Wyszło na taki sposób, że spotykałem się z dwoma aniołami naraz.
- Nic dobrego z tego nie wyniknie... - Mruknąłem pod nosem z niesmakiem.
Rozejrzałem się, lecz nic nie dostrzegłem w tłumie, powróciłem więc do nerwowej zabawy palcami.
Mimo wszystko byłem ciekawy, jaka w rzeczywistości okaże się być ta z Anglii. Tak, anielica przyleciała tutaj aż stamtąd, dlatego źle się z tym czułem. Nie chciałem, żeby teraz to wszystko się spieprzyło, skoro już tyle zrobiła, aby się ze mną zobaczyć.
Westchnąłem i rozejrzałem się ponownie.
Na chwilę zamarłem, widząc, jak się zbliża...


------------------------------------------


Bawię się poblaskami
Miedzianej lampy,
Obracając między palcami
Każdy promień blady,

Który ma siły na tyle,
By przecisnąć się
Przez kryształowe motyle
Wyrzeźbione na starym szkle.

Kim jestem? Kim byłem?
Kim będę? Co widzę?
Szaleńcem, szaleństwo...

Czy to dla mnie już codzienność?
Chodź, a zobaczysz, lecz
Bój się. Umrzesz.

niedziela, 27 marca 2011

samotna noc...

Pośród lepkiego cienia,
Między kolejnymi błyskami
Znerwicowanego piksela,
Pośrodku białej sali


Leżę u stóp szkarłatnego drzewa.
Śpię na kłosach żelasnej trawy.
Śnię na martwych nieroperzach...
Lecz kiedyś na nowo zmartwychwstały


Uchwycę garść kłosów,
I będę rzeźbił wytrwale, po trochu
Ryjąc kolejne litery


Na ścianach z jasnej kredy...
Nie wiecie co tu zajdze i nie dojrzycie
Nigdy prawdy, bo jako ludzie nigdy nie patrzycie...


----------------------------------------



Całe życie szukałem kamienia,
Na którym mógłbym zapisać
Moje życie, nie podając imienia.
Kiedy już grobowa płyta

Wpadła w moje dłonie,
Kiedy już wyryłem na niej ostatnie życzenie,
Zasadziłem ten kamień w sobie,
Miażdżąc żebra, uwalniając finalne tchnienie.

Kiedyś zapłaczesz, stojąc nad nim.
Wysypiesz z serca swoje drzazgi
Na moim barwnym pogrzebie,

A wtedy zniknę wreszcie dla Ciebie,
Odchodząc do upragnionej krainy cieni...
Umrę w grobowcu z brudnej ziemi

sobota, 26 marca 2011

just a bit shitty :s

Brzegi świata
Zarwane między
Nićmi w czasach,
Kiedy błędy

Kłębami zwisały
Z szarego nieba,
Wylewają swój cały
Ładunek powszedniego chleba,

Całą pitną wodę, każdy jej kawałek,
Wszystkie ubrania na zmianę,
Każdy oddech i westchnienie.

Odchodzą, by ich ograniczenie
Nie było słabością znowu.
Dla snów nocnego połowu.

piątek, 25 marca 2011

: D

znikam z internetowego życia :3
zostaję praktycznie tylko tutaj... no i na nowym numerze gg ^^
w ogóle był armagedon - byłem chory, skończyła się kasa na komórce i  internet się rozpierd*** D:
ale przeżyłem xD
no dobra, bo muszę iść z powrotem do pracy za chwilkę :x
tutaj nowa wersja początku hodowcy:

Wreszcie przyjechała.
Ciężko już było mi wytrzymać, stojąc na dworcu. Pot lał się ze mnie strumieniami, prawie przysłaniał mi wizję, zalewając oczy.
Spojrzałem się w błyszczącą tarczę południowego słońca.
- Pieprzyć to całe globalne ocieplenie. - Warknąłem w niebo, przecierając czoło.
Wiecie co w tym wszystko jest najgorsze? Byłem metalem i moje czarne ciuchy potęgowały uczucie gorąca. Koszulka lepiła się do ciała, stwarzając niemiłe uczucie.
Czułem się brudny i śmierdzący.
Jedynym pocieszeniem była jakaś urodziwa nieznajoma, stojąca na jednym z przystanków. Pukle jej długich, jasnych włosów tańczyły z delikatnym wiatrem w parze. Zerkała co jakiś czas w moją stronę, rzucając zawstydzone spojrzenia.
Uśmiechnąłem się.
- Może niedługo to ona zostanie moim celem? - Zapytałem się pod nosem, wyjmując czysty patyczek od lizaka z ust.
W jednej chwili moją wizję zasłoniła wielka, biała płaszczyzna autobusu. Poznałem tabliczkę, widniejącą w jednej szyb.
- Rychło w czas. - Powiedziałem do siebie, wiedząc, że to ten, na którego czekałem.
Po chwili wielka fala pasażerów wylała się na chodnik. Wśród nich był też mój anioł. Nazwałem ją Kruczą Gwiazdą. Jej ścięte krótko czarne włosy wgryzały się w krajobraz złożony z drzew widniejących w oddali. Wydawała się być w tej chwili dużo piękniej niż na fotografiach.
Szczególnie w tej zwiewnej sukience, która poddawała się jej ruchom.
To, jak kroczyła zdawało się dziwnie rozsiewać aurę poczucia nic nie znaczącym dookoła, niczym jakąś plagę. Jej ruchy wypełnione były gracją i pięknem, jak żadnej osoby dookoła.
Wiecie co jednak było najlepsze?
Kiedy wszyscy wpatrywali się w nią jak w jakiś obraz, będący znakiem kultu, ona szła do mnie, uśmiechając się słodko.
- Czekłem. - Powiedziałem wesoło, przytulając ją.
Miałem tylko nadzieję, że za mocno nie śmierdziałem...
- Tak bardzo chciałam Cię zobaczyć... - Powiedziała, patrząc w moje oczy.
Staliśmy tak jakiś czas w milczeniu, obserwując się nawzajem. W pewnym momencie przygryzłem wargę i wskazałem kciukiem za siebie.
- To może by tak... - Wypełniłem głos niepewnością.
- Taaak? - Zapytała zaciekawiona.
- No może byśmy już poszli. - Powiedziałem z uśmiechem. - Mój szofer czeka.
Przez moment jaj twarz wypełniona była zaskoczeniem, lecz gdy się roześmiałem, również dostrzegła ironię.
- Szofer... - Mruknąłem do siebie w myślach. - Lepszego żartu nie mogłem powiedzieć. - Dokończyłem i skrzywiłem się.
Przyjechałbym sam, ale dziadek w życiu nie oddałby nikomu swojego samochodu. Wolał sam tu przyjechać. Tak ogólnie mówiąc, to nawet się cieszyłem z całej sytuacji. Rodzice wyjechali na wyspy Kanaryjskie, więc w domu siedziałem tylko z bratem i babcią. Gdybym przyprowadził Kruczą Gwiazdę w czasie, gdyby byli w domu, to... Sam nie wiem co by się stało...
W każdym razie reszta rodziny od razu by się o tym dowiedziała. To gorsze niż poczta pantoflowa.
Westchnąłem.
A gdyby jeszcze dowiedzieli się, że w wolnych chwilach skubię aniołki zarówno w rzeczywistości, jak i w przenośni, powiesiliby mnie za kostki.
Westchnąłem po raz kolejny.
Spojrzałem na towarzyszkę i zaczęliśmy rozmawiać. Po jakimś czasie, gdy znajdowaliśmy się w parku, powiedziałem:
-A mówiłaś, że nie będziemy umieli ze sobą rozmawiać. - Uśmiechnąłem się szeroko.
Prawdę mówiąc sam się tego bałem. Czasami nasze rozmowy przypominały fabułę dobrego filmu porno. Na szczęście rozmawiało się nam dobrze. Co chwila wspólnie wybuchaliśmy śmiechem, mijając kolejne sędziwe drzewa. Gdzieś w dali nawet kruki śpiewały wesoło.
Po kilku minutach spędzonych naprawdę miło, dotarliśmy do samochodu. Dziadek jak zwykle swój nadzwyczajnie długi potok słów zakończył na powitaniu. Lubiłem to, jak dużo milczał. Ten czas mogłem poświęcić na rozmyślania, co zresztą często tak wykorzystywałem.
Spojrzałem we wsteczne lusterko.
Usadowiłem się idealnie - dokładnie widziałem całą twarz anielicy, odbijającej się w szklanej tafli. Całą drogę wpatrywałem się w czasie, gdy ona pewnie nie miała o tym najmniejszego pojęcia.
Po jakimś czasie dojechaliśmy na miejsce. Babcia oczywiście czekała już z ciepłym obiadkiem, lecz mi i Kruczej Gwieździe raczej trudno było skupić się na jedzeniu, siedząc przy sobie. Kiedy minęło kilka minut naszego raczej bezowocnego dziubania (zapomniałem jak to się nazywa jak się tylko rozgarnia obiad widelcem, nic nie jedząc :s ) jedzenia, poszliśmy do mojego pokoju z kubkami herbaty w dłoniach. Puściłem nastrojową muzykę i też chwilę rozmawialiśmy. Co jakiś czas zza drzwi dobiegał śmiech mojego brata i jego kolegi, przeszkadzając nam nieco.
Za którymś razem skrzywiłem się i spojrzałem na anielicę.
- Chodź! - Powiedziałem gwałtownie, zrywając się i ciągnąc ją za rękę.
Po chwili wybiegliśmy z domu, pochwyciliśmy rowery i ruszyliśmy.
W końcu umówiliśmy się tego dnia na piknik.
-Często bywasz na wsi? - Zapytałem się.
Pędziliśmy obok siebie, mijając dziesiątki drzew. Tylko we dwoje.
- Raczej nie. - Odpowiedziała z nutą goryczy w głosie. - Chociaż czasami jeżdżę ze znajomymi na działkę... Ale to chyba nie to samo - Dodała po chwili namysłu.
- A jak Ci się podoba nasza wieś? - Zapytałem ciekawy.
-Bardzo. Tu jest tak... cicho. - Powiedziała z nieudawaną fascynacją. - W mieście nie ma niestety takiego spokoju. - Tu wkradła się szczypta tęsknoty.
Dalej już jechaliśmy bez słowa. Pedałując, czasami zerkaliśmy na siebie, bezgłośnie mijając zmieniające się barwne plamy zieleni.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy na wybrane przeze mnie miejsce.
Nie wiem co na to powiecie, ale naprawdę muszę siebie pochwalić za wybranie go. Ułożone było na granicy lasu i łąki, otoczone pięknymi kwiatami. Polana ze wszystkich stron zamknięta była drzewami, a mimo to nie było tego tak czuć, gdyż zza ich koron z jednej strony prześwitywał oddalony las, z drugiej zaś zdobione ogrodzenie jakiejś posiadłości.
Stałem, podziwiając widok.
- Stanowczo muszę tu częściej wpadać. - Powiedziałem pod nosem.
Z rozmyślań wyrwała mnie krucza pieśń.
- Idziesz ze mną nad staw? - Rzuciłem nagle z uśmiechem do Kruczej Gwiazdy.
Oczywiście, że idę! - Niemal wykrzyknęła z entuzjazmem
Jasna sprawa, że zdawałem sobie sprawę, iż tereny tam są podmokłe - niegdyś znajdowały się tam mokradła. Dopiero mój ojciec je osuszył, by uzdatnić teren pod sadownictwo. Bynajmniej akurat tamten kawałek i tak został taki, jaki był. To była szansa dla mnie.
Modliłem się tylko cichutko pod nosem, żeby nie chciała sobie pobrudzić butów.
Dzielnie omijaliśmy wielkie połacie błota. Skrzywiłem się nieco, gdyż nigdzie nie było takiego bagna, żeby nie dało się go obejść.
Na domiar złego mój stawik zarósł.
-Ueeee. - Wydałem z siebie nieartykułowany dźwięk, wyrażając moje oburzenie. - Zarośnięty? Ale kicha... - Zrobiłem kwaśną minę.
Tak właściwie tego się właśnie spodziewałem, ale wyolbrzymianie leży w mojej naturze. Rzuciłem okiem na Kruczą Gwiazdę.
- Chcesz tatarak? - Zapytałem się, patrząc jej w twarz, a po chwili podszedłem do skraju stawu.
Spojrzała się na mnie dziwnie. Kocham się wygłupiać i zmieniać style swojego charakteru jak maski. Uwielbiam widzieć zmieszanie na twarzach innych... To chyba ten... Kompleks wyższości, czy coś...
- Eeee nooo.... - Zaczęła bardzo niepewnie, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć - Przecież i tak zrywając go, wpadłbyś do wody. - Powiedziała, spoglądając mi w oczy, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie dowiesz się póki nie spróbujesz! - Odpowiedziałem dwuznacznie. -  Zresztą nie wiesz nawet ile razy już tam wpadałem. - Powiedziałem trochę zamyślonym tonem, wpatrując się w roziskrzoną taflę wody.
Nie skłamałem. Nie raz tu bywałem jako dziecko. To właściwie było moje ulubione miejsce... Być może nawet to tutaj miały miejsce narodziny mojego marzycielstwa?
Któż to może wiedzieć.
Tak czy inaczej bardzo często przechadzaliśmy się tutaj z dziadkiem, patrząc na zastygłe w bezruchu lustro. Kiedy towarzyszył nam brat, rzucaliśmy kamienie, rozpryskując stoicki spokój chwili.
Uśmiechnąłem się do siebie.
- Ale by było, gdyby dziadek wyszedł teraz na pole... - Powiedziałem, chichocząc. - Zdziwiłby się odrobinę. - Rzuciłem okiem na jej zamyśloną twarz. - Tutaj spędziłem większość czasu, jako dziecko. - Odwróciłem się, przywołując stare wspomnienia. - Stąd może tego nie widać, lecz tam jest dom moich dziadków. - Powiedziałem, wskazując palcem na ścianę drzew.
Po chwili wybuchnąłem donośnym śmiechem, a ona spojrzała się na mnie zdziwiona.
-Nie masz pojęcia ile tam było zabawy! - Niemal wykrzyczałem rozweselony. - Niedaleko jest taki opuszczony dom z szopą obok. - Zacząłem opowieść. - Razem z bratem, siostrą i kumplami zawsze się tam podkradaliśmy. - Zawiesiłem głos, pozwalając wspomnieniom napłynąć. - Głupota! - Powiedziałem radośnie po chwili. - Teraz tak mogę powiedzieć, ale jaki to był zastrzyk adrenaliny dla dziecka skradając się tam... A jednego razu, gdy odważyliśmy się już wejść do środka w nocy, dostaliśmy się do szopy. Wisiało mnóstwo przerdzewiałych narzędzi. - Roześmiałem się. - My jak to dzieci wyobrażaliśmy sobie, że to od krwi...
-Od krwi?! - Przerwała mi niedowierzającym głosem. - Mieliście bujną wyobraźnię! - Powiedziała głośno.
-Ciiii... - Uciszyłem ją. - Najlepsze jeszcze było przed nami. - Uśmiechnąłem się do siebie. - Podłoga była drewniana, przykryta słomą, a noc nie pozwalała niczego dojrzeć. - Wznowiłem opowieść -  No i nie zauważyliśmy jednej rzeczy... W tym momencie pod jednym z moich kolegów pękły deski i wleciał do piwnicy. - Spojrzałem na nią.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy ucichliśmy, podszedłem do niej, łapiąc ją za dłoń i ruszyliśmy z powrotem. Wtedy wreszcie nastąpiła upragniona chwila, kiedy nie dało już się ominąć podmokłej ziemi. Krucza Gwiazda stanęła, wpatrując się w co i raz wypływające na powierzchnie bąble powietrza, pękająca wśród kłosów zielonej trawy.
Nie ostrzegając nawet, pochwyciłem ją i uniosłem na ramionach, po czym zacząłem brnąć przez gęste błoto. Zarzuciła bez słowa ramiona na moją szyję. Mimo trudów z jakim pokonywałem kolejne kroki oraz ciężaru na barkach, czułem się naprawdę dobrze. Byłem wesoły, że wreszcie przyszedł czas pierwszego prawdziwego fizycznego kontaktu.
W końcu ziemia znowu stała się twarda, a anielica niechętnie położyła na niej stopy. Chwilę potem leżeliśmy już na wcześniej rozłożonym kocu, wpatrując się w pojedyncze, wesoło sunące obłoki. Niebo było bardzo pogodne... Zdawało się być aż nazbyt błękitne. Czasami, w takich chwilach zdaje mi się, że Bóg jednak istnieje i słucha moich samolubnych próśb pogodowych.
W pewnym momencie coś sobie przypomniałem. Sięgnąłem do wnętrza plecaka, szukając czegoś intensywnie. Po chwili, z radością wyciągnąłem czyste kartki i ołówki, po czym ułożyłem je na kocu.
- Narysuj mi coś. - Usłyszałem w pewnej chwili jej proszący głos
- Hmmmm... - Udałem chwilowe zamyślenie, odrywając się od układania. - Nie mieliśmy czasami robić tego razem? - Zapytałem złośliwie, odwracając wzrok w jej stronę.
- Oj ale ja nie umiem rysować... - Zaczęła się tłumaczyć niewinnym głosem.
- Każdy tak mówi. - Powiedziałem stanowczo.
- Oj no proszęęę... - Zrobiła wielkie oczy, spoglądające na mnie w niemej prośbie.
Standardowe próby przekonania mnie... Muszę kiedyś nauczyć się asertywności.
- W takim razie co mam narysować? - Odrzekłem niechętnie, przeklinając w myślach moje miękkie serce.
Na moment zapadła grobowa cisza.
- Nawet nie wiesz jak trudno jest wymyśleć komuś jakiś temat. - Powiedziała pod nosem, rozglądając się dookoła.
- Wiem... - Odparłem wzdychając.
Wróciłem do oglądania nieba. Śledziłem jedyną chmurą na niebie, do złudzenia przypominającą lecącego ptaka.
Kiedy poczułem delikatne ciągnięcie za rękaw koszulki, obróciłem wzrok. Krucza Gwiazda trzymała w ręku fioletowy kwiat o dziesiątkach płatków, o postrzępionych końcówkach.
Skrzywiłem się na samą myśl o rysowaniu go.
- Może jednak tamten żółty? - Wskazałem palcem za nią.
Obejrzała się, mierząc wzrokiem niewielki, prosty kwiat.
- Zgoda. - Powiedziała po chwili pojednawczo.
Odetchnąłem z nieukrywaną ulgą, zaczynając rysować.
To był niegdyś główny atut, na który łapałem anioły. Bynajmniej nie robiłem tego ze względu na nie. Od kiedy pamiętam fascynowałem się pięknem, a co za tym idzie sztuką. Wiecie, że tworzenie było, a właściwie nadal jest powodem, dla którego istnieję? Już wtedy miałem na koncie trzy próby samobójcze. Jednak obiecałem sobie, że nie targnę się więcej na swoje życie, dopóki nie przekażę innym mojego świata.
Dopóki miałem cel i mogłem jakoś, na swój własny sposób go spełniać, dopóty wierzyłem, że wszystko ma sens.
To właśnie przez brak czegoś, do czego można dążyć ludzie zaczynają myśleć o samobójstwie...
Westchnąłem.
- Zupełnie jak ja... - Mruknąłem, stawiając kolejne kreski, powoli rzeźbiące kształt kwiatu.
- Piękne! - Z rozmyślań wyrwał mnie zachwycony głos anielicy.
Uśmiechnąłem się i pogładziłem ją po twarzy. przez następnych kilkadziesiąt minut doszło do kilku zbliżeń... I nie powiem, figlarny był ten aniołek.
Po chwili słońce wyjrzało zza ściany lasu, grzejąc nas bez najmniejszej litości. Stało się tak gorąco, że postanowiliśmy przenieść miejsce...
Oczywiście miałem zaplanowane jedno, tak "na wszelki wypadek"
Po prostu lubiłem być ubezpieczony na różne okoliczności.
Obeszliśmy lasek i dotarliśmy na miejsce. W myślach pochwaliłem się po raz drugi. Sceneria wydawała się tak bajkowa, że aż chciało się rzygać tęczą. Ściana lasu zdawała się odgradzać nas od całej reszty świata w czasie, gdy delikatne powiewy wiatru przydmuchiwały słodką woń śliwek rosnących nieopodal. Słońce z kolei leniwie przelewało swoje promienie między liśćmi niewysokich brzózek, tworząc mozaikę światła na trawiastym dywanie. Kiedy powietrze poruszało się mocniej, zapraszając do tańca korony drzew, żółte plamy blasku prześlizgiwały się po naszych ciałach, odsłaniając każdy intymny sekret.
Obserwowaliśmy nawzajem swoje oczy, nie roniąc ani słowa, z wielką dokładnością pochłaniając każdy, najdrobniejszy szczegół, co i raz nieśmiało muskając nawzajem sobie usta. Z czasem czułe pocałunki wydłużały się, a ręce wędrowały coraz dalej.
Dałem jej poczuć całego mnie. Podarowałem poczucie bezpieczeństwa i szczęście, którego szukała.
Wręczyłem jej spełnienie.

Więcej nie opowiem. Najzwyczajniej byłem tak skołowany, że nie zapamiętałem wiele. Po tym, jak pokazała swoje smoliście czarne skrzydła, o lotkach mieniących się w letnim słońcu głębokim szkarłatem i jak wyrwałem z nich dwa pióra, ziała wielka czarna pustka. Następne wspomnienie dotyczyło już tego, jak wsiada do autobusu, obserwując mnie tęsknym wzrokiem, gdy odwróciłem się i ruszyłem z powrotem z grobową miną.
W pewnej chwili przytłaczającą smutkiem muzykę sączącą się z moich słuchawek przerwał ostry, charakterystyczny dźwięk dzwonka.
Odebrałem.
Odezwał się niski, znajomy głos:
-Skończyłeś już z nią? To dobrze, bo mamy zlecenie na następnego...